Bardzo stary numer. Mialem kiedys przyjemnosc towarzyszyc jednemu Polakowi - producentowi podczas takiej gospodarskiej wizyty, pomimo tego ze stracilem miesiac na ostrzezeniach go, ze to oszusci i chca wyciagnac tylko od niego kase. Najkomiczniejsze w tym wszystkim jest to, ze firma ktora chce kupic dany towar od producenta, nie chce przyjechac go sprawdzic na miejscu i spotkac sie z producentem, zobaczyc jego fabryki oraz zbadac mozliwosci. Zachowujac pozory zadowalaja sie tylko zdjeciem produktu, czy pseudo rysunkiem technicznym. Natomiast oni bardzo chetnie zapraszaja do siebie migajac sie w partycypacji kosztow tej podrozy. Niestety moj polski producent byl napalony na ten biznes jak Arab na kurs pilotazu (powiedzonko zapozyczone, ale adekwatne do sytuacji).
Nie pomoglo nawet to, ze na potwierdzenie moich slow wyslalem mu wyciag z czarnej listy firm, niegodnych zaufania, ktora stworzyl dla swoich czlonkow chinski oddzial Dutch Chamber of Commerce. Niestety gdy Polak ma przed soba perspektywe kontraktu na ponad milion EURO, a warunki platnosci i dostaw sa takie jak on sobie zazyczyl - Chinczycy na wszystko sie zgadzaja - nasi biznesmeni dostaja slinotoku i malpiego rozumu. Coz bylo robic powiedzialem mu by potraktowal ten wyjazd jako wycieczke turystyczna i czekalem na niego w Chinach. Nasz klient, nasz Pan.
Ogolnie mechanizm jest bardzo prosty. Przyjezdzasz do Chin. Twoj kupiec to firma, zazwyczaj usytuowana nie w glownych pieciu chinskich metropoliach, ale w stolicach prowincji, czy innych wiekszych miastach. Wiec w Pekinie lub Szanghaju przesiadka do drugiego samolotu. Na miejscu odbieraja cie z lotniska i wioza prosto do hotelu, ktory ci zarezerwowali (oczywiscie ty placisz za hotel z gory, zazwyczaj jest to jeden z lepszych hoteli w miescie, wiec rowniez jeden z najdrozszych) i pytaja kiedy planujesz powrot. Mowisz jutro o 12, wiec wykonuja niby telefon i informuja cie, ze szef jest dzisiaj zajety, wiec spotkanie odbedzie sie dopiero jutro o godzinie 9. Planuja wiec spotkanie na 3 godziny przed odlotem (praktycznie 2 bo godzine wczesniej trzeba byc na lotnisku). Na milionowy kontrakt musimy zarezerwowac tylko dwie godziny negocjacji, ale co tam Chinczycy juz na wszystko sie zgodzili, wszystko dogadalismy poprzez email lub fax, wiec pozostaje tylko podpisac papiery. Oczywiscie mozna sie uprzec i powiedziec, albo spotkanie dzisiaj, albo nigdy. Troche to zmaci strategie drugiej stronie, ale moze sie zgodza.
Po naszym twardym tupnieciu noga, spotykamy sie tego samego dnia w niezlym biurowcu, jak na warunki polskie to nawet moze byc wyzsza polka - szklo i aluminium, oczywiscie wszedzie pelno ludzi przy komputerach, praca wre. Idziemy do sali konferencyjnej i spotykamy sie z kilkoma osobami, szef, jego zastepca, jakis facet od niesienia teczki i tlumacz, najczesciej kobieta. Nastepuje krotka prezentacja firm, przedstawienie papierow, licencja, pozwolenie, etc, a pozniej dogadanie szczegolow. Oczywiscie po chwili rozmow mozna sie przekonac, ze Chinczycy guzik wiedza o tym co od nas kupuja. Podsuwaja nam papiery o ktorych nie maja zielonego pojecia (np. maja standardowy druk akredytywy, gdzie na pierwszy rzut oka mozna wykryc dwa bledy dyskwalifikujace ten dokument, pewno kupili od innych oszustow). Zeby bylo bardziej kolorowo gotowi sa zaplacic wiecej za towar, czyli zarobimy nie milion EURO, ale jeszcze 500.000 wiecej, tylko ... i w tym momencie wychodzi szef pilnie gdzies wzywany i zostaje tylko jego prawa reka z tlumaczka. Teraz dopiero startuja prawdziwe negocjacje.
Wici, rozumicie - zaczynaja, my firma prywatno-panstwowa i zeby zrobic taki biznes musimy kupic prezenty, powiedzmy 10 laptopow dla naszych urzednikow, po 2000 USD kazdy. Potrzebujemy wiec 20.000 by uruchomic ten kontrakt i moze pojdziemy kupic te laptopy tutaj zaraz do sklepu, albo dacie nam ta kaske. Oczywiscie mowimy nie. Wiec oni dalej - wicie wy nie rozumicie jak u nas robi sie biznes, musimy dac w lape naszym urzednikom, taka nasza tradycja, wiec moze chociaz 15.000, my znowu - nie. Wtedy dostajemy wyklad, co to jest kultura biznesu w Chinach, guanxi, etc. mijaja minuty, godzina negocjacji, mamy szczescie bo samolot dopiero jutro, inni jednak nie maja tego szczescia musza sprawdzac zegarek by zdazyc na samolot do Pekinu. Obiecujemy, ze damy im kase pod stolem, ale dopiero po realizacji pierwszej czesci kontraktu, dostawy i zaplaty za pierwsza czesc towaru. Oczywiscie z ich strony slyszymy - no way, placimy teraz, albo nici z kontraktu. Po poltorej godziny Chinczycy miekna, moze nie laptopy tylko aparaty foto za 10.000 USD, my dalej twardo i mija druga godzina negocjacji... Sprawa teraz dotyczy oplaty za kolacje dla urzednikow ktorzy uruchomia kontrakt, w barze karaoke. minimum 8.000 USD. Co jakis czas prawa reka szefa, klnie po chinsku rzuca papierami i wychodzi co chwilke. Po 2,5 godzinie, ostateczna oferta. Urzednik bankowy, za uruchomienie akredytywy pod nasz kontarakt rzada 5000 USD, bez tego nic nie ruszymy. My oczywiscie, mowimy tak, ale dopiero po realizacji pierwszego etapu kontraktu... cisza i zostawiaja nas samych. Po 10 minutach wracaja z zapytaniem czy nie zmienilismy zdania, my ze nie. Za 5 minut wkracza obrazony szef i podpisuje kontrakt, papier wszystko zniesie, kontrakt wchodzi w zycie za dwa tygodnie. Wracamy do hotelu, obiecuja odwiezc nas jutro na lotnisko.
Na drugi dzien dostajemy telefon, czy nie zmienilismy zdania, my niestety nie, wiec samochod im sie zepsul i nie odwioza nas na lotnisko, bierzemy taryfe.
Oczywiscie mijaja dwa tygodnie, miesiac, dwa miesiace, cisza nikt sie nie zglasza i nikt nie mysli realizowac warunkow kontraktu. Moj klient polski producent mimo wszystko rozczarowany, pyta mnie o mozliwosci egzekucji realizacji kontraktu, droge sadowa w Chinach, wiec go delikatnie wysmiewam. Probuje cos robic przez nasza ambasade w Chinach, tez go wysmiali. Pozniej przychodzi dopiero refleksja i podziekowania, ze pomimo kosztow zwiazanych z wyjazdem, wynajeciem mnie, uratowal kilka tysiecy dolarow, bo jak sam sie przyznal gdy cena zeszla do 10.000 mial zamiar im zaplacic, co to znaczy 10 tys. gdy w perspektywie milionowy kontrakt - czysta psychologia. Na szczescie bedzie dobrze wspominal wyjazd do Chin, bo rzeczywiscie pod wzgledem turystycznym bylo ok, zawiozlem go na Wielki Mur, pokazalem zabytki i zycie w Pekinie, zakosztowal wspanialej chinskiej kuchnii.
Caly ten cyrk polega wlasnie na tym, ze targa sie czlowieka przez pol swiata, naciaga go na koszty, mami kontraktem z 6 zerami lub wyzej i pozniej do postawienia kropki nad i potrzeba tak niewiele, tylko kilka-kilkanascie tysiecy dolarow. Promil, bo nawet nie procent przyszlego kontraktu. Przejechalem kilka tysiecy kilometrow i jestem tak blisko, ze wystarczy wplacic kaske a juz za kilka tygodni zdobede gwiazdke z nieba ... a niech to zaplace i zostane rekinem biznesu.
Na zakonczenie kilka uwag w punktach i odpowiedzi na pytania darka.
1. W Polsce i w Europie dzialaja firmy, ludzie ktorych zadaniem jest gromadzenie danych i tworzenie roznych baz z informacjami. Przygotowuja, wiec one miedzy innymi bazy danych z firmami ktore nadaja sie do takiego przekretu. Wybiera sie producentow czegokolwiek szeregujac ich pod wzgledem wielkosci produkcji, obrotow. Do powyzszego numeru idealnie nadaja sie producenci malej i sredniej wielkosci. Nie wybiera sie bron Boze spolek gieldowych, państwowych molochow, czy fabryk zachodnich koncernów, bo to inna skala dzialania, system dezycyjny, zero pewnosci ze polkna haczyk i ogromne ryzyko.
Pozniej sprzedaje sie taka baze wyselekcjonowanych firm, oszustom z Chin, Indii czy innych krajow azjatyckich, a oni rozpoczyja łowy.
Z tego co widać po wpisach Darka, przyneta zostala zarzucona idealnie, bo Darka firma spelnie wszystkie warunki potrzebne do realizacji calego przedsiewziecia. (na priva moge ci Darku wytlumaczyc po czym to wnioskuje)
2. Strona chinska bez trudu moze odwiedzic Polske, szczegolnie jesli chodzi o kontakty biznesowe. Wystarcza dane ludzi ktorzy chca wyjechac, strona polska - firma sklada wnioski o zaproszenie w UW i pozniej zaproszenie wysyla do Chin, a strona chinska idzie z tym do konsulatu i dostaje wize bez problemu.
3. Firme chinska mozna sprawdzic bez problemu, ale to kosztuje nikt tego nie bedzie robil za darmo.
I juz naprawde na koniec tego dlugiego wpisu. W kazdym narodzie znajda sie mendy ktore chca zdobyc kase na krzywdzie innych ludzi. W taki sam sposob oszukuja Chinczycy, Polacy, Niemcy, czy Rosjanie. Oszustwo ktore opisalem powyzej nie zostalo wymyslone przez Chinczykow, ale wlasnie przez Niemcow czy Francuzow, a moze ma jeszcze starsza historie. Otoz dokladnie 15-20 lat temu w ten sposob "firmy" niemieckie, francuskie, holenderskie robily w bambuko chinskich producentow, ktorzy wtedy byli na dorobku i wchodzili na swiatowe rynki. Znajomi Chinczycy sprzedali mi kilka takich historii, opowiadajac jak jezdzili do Marsylii, Lyonu, Monachium czy Norymbergii i placili zaliczki na poczet uruchomienia milionowych kontraktow, nie spodziewajac sie ze firmy dzialajace na rynkach gdzie obowiazuje wysoka etyka biznesu moga dzialac w ten sposob...
|